Rozmiar tekstu: A | A | A
Stowarzyszenie Rodzina Katyńska w Warszawie

Więcej wierszy

Zaduszki

Nie rozpłaczą się werble. I żałobne znicze
Nie wystrzelą pożarem pod niebo zamglone.
Ktoś nocą rzuci wieniec i jesień na płycie
Rozsypie smutne astry – białe i czerwone…
 
Zbyt wiele jest grobów Żołnierzy Nieznanych,
Nie starczy deszczu werbli i kwiatów nie starczy.
Salutuję – Kolego – dziś Twój krzyż drewniany,
Bo nie wrócisz już nigdy. I nawet na tarczy…
 
Tylko drzewa schyliły się przy Twoim grobie
I sypią blade złoto szeleszczących liści.
Niech się dzisiaj w tym szumie Polska przyśni Tobie…
Daleko jest – lecz dojdę. I Twój sen się ziści.
 
Janusz J. Wedow
 

Opuścił obóz w Kozielsku jako dziewiętnastoletni poeta. Wstąpił do armii gen Wł. Andersa. Po wojnie został na emigracji. Wiele pisał i publikował. Pracował W Głosie Ameryki i w Radiu Wolna Europa. Zmarł w Monachium w 1982 roku

 


 

Na pryczy

Jak słowik we fontannie,
Gdy tonę, to słyszę morze,
Które opada na mnie:
Niebo, o które nie proszę.
 
Więc tonę kolego na pryczy,
We mgłach ze słonego drzewa:
We śnie brnę do gwiazdy najbliższej –
Lecz ta, co mży wam, to nie ta.
 
Ta, co uwiąże mi dłonie,
Dwie ciężkie kotwice u dna,
Pod sercem boleśnie zapłonie,
Jak wielka ziemia bezludna.
 
Drży pokład pryczy, jak wyspa
Jakiż ją wulkan wysadzi!?
Gdy gwiazda do oczu przyszła,
Jakie myśli, jakie ptaki gromadzi?
 
Z modlitwy waszej – ani słowa,
Z Ojczyzny – ani jednej troski,
Ani groźby waszego Boga,
Ani uśmiechu waszej Matki Boskiej!
 
W nocnym sercu, w serca potędze,
Która urodzi się kiedy?
Czekam na to, co będzie
Jak wy na plotkę z gazety.
 
Gdy trzech was przez brzuch oddycha,
Ja, czwarty na pryczy tonę,
I, jeśli wymyśliłem słowika,
To jak podzwonne; studzwonne!
 
Lech Piwowar, 30 X 1939

Wiersz powstał w obozie jenieckim w Starobielsku. Autor został zamordowany w Charkowie w 1940 roku

 


 

 Apostrofa

Kiedy bębniło serce kompanii
I nóg parada o bruk grzmiała,
My nieprawdziwi, oszukani,
Nie dzieł szukaliśmy, lecz dział.
 
Kiedy konało serce kompanii
I wróg z obłoków ogniem bił w nas,
Nam, w wężowiska dróg wplątanym
Nie wojna rosła, lecz Ojczyzna.
 
Ojczyzna, która zewsząd idzie,
Drogą fabryczną, drogą rolną –
I śmierć tu mała, wielkie życie,
I ponad każde niebo – wolność!
 
Gdy ocknie się serce kompanii,
Do progów swych i do swych ścian
Powróci i tam znajdzie na nich? –
Ojczyzno miła, żono ukochana!
 
Lech Piwowar, 30 X 1939

Wiersz powstał w obozie jenieckim w Starobielsku. Autor został zamordowany w Charkowie w 1940 roku.

 


 

Msza Święta

W Kozielsku mrocznym lochu, gdzie wilgoć ze ściany

Jak łzy męczeńskie płynie, w rozpaczy oparach
Poczęła się odwieczna i święta ofiara,
I broczą krwią niewoli Chrystusowe rany.
 
Płomienie serc miast świecy palą się w ołtarzu,
Kadzidła modlitewne ścielą się pod stopy,
Jak wyrzut „Twoja wola Panie” bije pod stopy,
I mrok się gęsty sączy przez ościenne witraże.
 
Na ziemi, gdzie wyrosła kraina Nerona,
Miast dzwonów biją w niebo wartownika kroki.
Przez drut kolczasty Chrystus schodzi w piwnic mroki
Tam gdzie wolność zabito, by za wolność konać.
 
Bolesław Redzisz  
 
Jeniec Kozielska. Ocalał w grupie 432 jeńców, których nie wywieziono do Katynia.      
Wstąpił do oddziałów tworzonych przez gen. Wł. Andersa. Służył w batalionie sanitarnym.
W Bejrucie dokończył studia medyczne i wyjechał do Anglii, gdzie mieszkał przez resztę życia.
Nie są znane powojenne wiersze Redzisza.

 


 

Po co przyjechałem…

Ja nie przyjechałem tu by czytać wiersze,

lub by czerpać inspiracje do przyszłych rymów,

jestem tu po to, by hołd oddać ojcu i im wszystkim,

którym nie dane było stroić głów wieńcami z wawrzynu.

 

Jestem tu po to ja, i mnie podobni

by stąpając po uświęconej ziemi spoczynku ojców naszych

wspomnieć ten rok 1940, który dotąd poraża nas i straszy.

Każdy to spotkanie o 60 latach z mężem lub ojcem przeżyje,

ten łzą serdeczną, ów tępym zda się

w głąb grobów sięgającym wzrokiem

i będzie wzywał na świadków Jezusa i Maryję,

pozostając z bólem w sercu i ze smutku mrokiem.

 

Ginęli za to, że nosili polski mundur z orłem w koronie,

że poszli jej bronić na hasło Ojczyzna w potrzebie

i Jej nie zdradzili, aż po życia koniec.

 

Jakże trudno zrozumieć nienawiść na świecie tak wielką,

że tysiącom niewinnych jeńców życie odbiera.

Dziś – chociaż z trudem – przebaczyłem katom,

Lecz dla nienawiści człowieka do człowieka, nie ma

                   przebaczenia.

Janusz Gajek, Katyń, 28. 07. 2000 r.

Syn ppor. Rez. Leona Stanisława Gajka, członek Stowarzyszenia Rodzina Katyńska w Warszawie